Zdaje się, że niewiarygodny sukces, jaki odniosło Marvel Studio z realizacją swojego superbohaterskiego uniwersum, odcisnął niezaprzeczalne piętno na współczesnym kinie. Liczenie zysków sprawiło, że już nie tylko produkcje superbohaterskie rozwijają się do całych powiązanych ze sobą cykli, jak DC Universe, ale swój bogaty świat poszerzają również Gwiezdne Wojny, powstaje Uniwersum Potworów z Godzillą i King Kongiem na czele, a teraz serca widzów ma podbić tak zwany Dark Universe, czyli legendarne potwory Universal w nowej odsłonie.
W gruncie rzeczy serię otworzyć miał nakręcony przed kilkoma laty Dracula Untold, a legendarny krwiopijca grany przez Luke'a Evansa miał być pierwszym stworem w nowej odsłonie uniwersum. Ostatecznie film nie wszedł do kanonu, prawdopodobnie za sprawą jego fatalnego przyjęcia przez krytyków i publiczność. Oficjalnie zatem nowy cykl otwiera Mumia A.D. 2017, która właśnie wkracza na ekrany naszych kin. Universal ma jednak duży problem, bo mimo zestawu gwiazd, nowa Mumia jest filmem równie nieudanym co "nieznana historia Draculi".
Mimo, że trafiają się tu smaczki w postaci nazwisk bohaterów (Dr Whample, Helen) to nie ma sensu porównywać nowej produkcji do klasycznego filmu z Borisem Karloffem w roli tytułowej. To zupełnie inne kino. Współczesnej Mumii bliżej do produkcji z 1999 roku, choć i tu różnice są drastyczne. To dobrze, widać bowiem, że twórcy zamiast powielać znany nam koncept, chcieli obrać nową ścieżkę (dość powiedzieć, że tym razem tytułowa Mumia jest kobietą). Gorzej że - zapatrzeni w kino Marvela - podążyli w stronę totalnie nieangażującej rozrywki, w której pozbawiona charakteru demoniczna postać najpierw zostaje na pół filmu uwięziona, a potem sieje gigantyczne zniszczenie z wykorzystaniem hordy ghuli, dzięki czemu twórcy mogą efekciarsko rozwalać co popadnie. Nie ma w tym za grosz oryginalności, pomysłu, sensu. Jest za to głośno i widowiskowo. To dosłownie Marvel z potworami zamiast superbohaterów.
Gwiazdą produkcji nie jest zresztą Sofia Boutella w roli Mumii, lecz Tom Cruise jako komandos Nick Morton, który wraz z przyjacielem-złodziejaszkiem, plądruje w Iraku starożytny grobowiec. Przypadkowo uwalnia drzemiącą w nim Mumię, pogrzebaną przed tysiącami lat żywcem księżniczkę Ahmanet, a na siebie ściąga klątwę, która pozwoli mu wyjść bez szwanku z charakterystycznych dla bohaterów granych przez Cruise'a opresji - ot, chociażby z katastrofy lotniczej. Będzie więc Morton walczył, obrywał, biegał, łamał kości i niemalże ginął, bo zginąć nie może, troszkę jak w Na skraju jutra, tylko w innych okolicznościach. Ostatecznie Morton, jego ukochana Jenny i mający rozładowywać napięcie, rzucający kiepskimi żartami kumpel Chris, trafiają do Londynu, gdzie właśnie tytułowa Mumia będzie robić porządne zamieszanie.
Ile się Tom Cruise napocił, by tchnąć w swoją drewnianą postać choć odrobinę życia, wie tylko on. Niestety tym razem aż żal patrzeć na jego wysiłki, trafił mu się bowiem fatalny bohater. Nie lepiej radzi sobie Sofia Boutella, której nijaka Mumia broni się jedynie charakteryzacją. Sama aktorka nie ma zupełnie nic do zagrania, poza robieniem groźnych min. Niespodziewanie najlepiej wypada Rusell Crowe, którego postać w zasadzie nie ma żadnego fabularnego uzasadnienia, poza otworzeniem furtki dla następnych produkcji z uniwersum. Aktor wciela się bowiem w postać Dr Jekylla. I choć scenariusz nie pomaga także jemu, a on sam pojawia się na chwilę, wyróżnił się Crowe wrodzoną charyzmą.
Mumia to kolejny widowiskowy gniot, którego twórcy zamiast skupić się na atrakcyjnym dla widza scenariuszu, skupiają się na kreśleniu wielkich planów i doprawianiu ich nieznośną ilością CGI. W ten sposób co tydzień można chodzić do kina na ten sam film, w którym zmieniają się tylko twarze i nazwy. Pół filmu to wprowadzenie i szykowanie gruntu pod kolejne produkcje, natomiast drugie pół to efektowna rozwałka. Scenariusz to śmietnik, do którego wrzucono wszystko, co się dało z filmów Marvela i starych dzieł Universala, tworząc nieznośną mieszankę, od patrzenia na którą robi się niedobrze.
Mimo, że trafiają się tu smaczki w postaci nazwisk bohaterów (Dr Whample, Helen) to nie ma sensu porównywać nowej produkcji do klasycznego filmu z Borisem Karloffem w roli tytułowej. To zupełnie inne kino. Współczesnej Mumii bliżej do produkcji z 1999 roku, choć i tu różnice są drastyczne. To dobrze, widać bowiem, że twórcy zamiast powielać znany nam koncept, chcieli obrać nową ścieżkę (dość powiedzieć, że tym razem tytułowa Mumia jest kobietą). Gorzej że - zapatrzeni w kino Marvela - podążyli w stronę totalnie nieangażującej rozrywki, w której pozbawiona charakteru demoniczna postać najpierw zostaje na pół filmu uwięziona, a potem sieje gigantyczne zniszczenie z wykorzystaniem hordy ghuli, dzięki czemu twórcy mogą efekciarsko rozwalać co popadnie. Nie ma w tym za grosz oryginalności, pomysłu, sensu. Jest za to głośno i widowiskowo. To dosłownie Marvel z potworami zamiast superbohaterów.
Gwiazdą produkcji nie jest zresztą Sofia Boutella w roli Mumii, lecz Tom Cruise jako komandos Nick Morton, który wraz z przyjacielem-złodziejaszkiem, plądruje w Iraku starożytny grobowiec. Przypadkowo uwalnia drzemiącą w nim Mumię, pogrzebaną przed tysiącami lat żywcem księżniczkę Ahmanet, a na siebie ściąga klątwę, która pozwoli mu wyjść bez szwanku z charakterystycznych dla bohaterów granych przez Cruise'a opresji - ot, chociażby z katastrofy lotniczej. Będzie więc Morton walczył, obrywał, biegał, łamał kości i niemalże ginął, bo zginąć nie może, troszkę jak w Na skraju jutra, tylko w innych okolicznościach. Ostatecznie Morton, jego ukochana Jenny i mający rozładowywać napięcie, rzucający kiepskimi żartami kumpel Chris, trafiają do Londynu, gdzie właśnie tytułowa Mumia będzie robić porządne zamieszanie.
Ile się Tom Cruise napocił, by tchnąć w swoją drewnianą postać choć odrobinę życia, wie tylko on. Niestety tym razem aż żal patrzeć na jego wysiłki, trafił mu się bowiem fatalny bohater. Nie lepiej radzi sobie Sofia Boutella, której nijaka Mumia broni się jedynie charakteryzacją. Sama aktorka nie ma zupełnie nic do zagrania, poza robieniem groźnych min. Niespodziewanie najlepiej wypada Rusell Crowe, którego postać w zasadzie nie ma żadnego fabularnego uzasadnienia, poza otworzeniem furtki dla następnych produkcji z uniwersum. Aktor wciela się bowiem w postać Dr Jekylla. I choć scenariusz nie pomaga także jemu, a on sam pojawia się na chwilę, wyróżnił się Crowe wrodzoną charyzmą.
Mumia to kolejny widowiskowy gniot, którego twórcy zamiast skupić się na atrakcyjnym dla widza scenariuszu, skupiają się na kreśleniu wielkich planów i doprawianiu ich nieznośną ilością CGI. W ten sposób co tydzień można chodzić do kina na ten sam film, w którym zmieniają się tylko twarze i nazwy. Pół filmu to wprowadzenie i szykowanie gruntu pod kolejne produkcje, natomiast drugie pół to efektowna rozwałka. Scenariusz to śmietnik, do którego wrzucono wszystko, co się dało z filmów Marvela i starych dzieł Universala, tworząc nieznośną mieszankę, od patrzenia na którą robi się niedobrze.
-- Krzysztof Strzelecki
The Mummy
Reżyseria: Alex Kurtzman
Scenariusz: Christopher McQuarrie, David Koep i inni
Obsada: Tom Cruise, Russell Crowe, Annabele Wallis, Sofia Boutella, Jake Johnson i inni
Muzyka: Brian Tyler
Zdjęcia: Ben Seresin
Gatunek: Fantasy, Przygodowy
Kraj: USA
Rok produkcji: 2017
Data polskiej premiery: 9 czerwca 2017
CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI NAJNOWSZYCH FILMÓW? POLUB TĘ STRONĘ:
Film można obejrzeć na tej stronie w dobrej jakości http://4k-player.pl/47076
Odpowiedz