Dzieje X muzy znają niezliczone ilości adaptacji legendy o królu Arturze. Duża część z nich skupiała się jednak na jej dodatkowych elementach i niestety nie wszystkie warte są zapamiętania. Wszyscy znamy przede wszystkim disneyowską animację, ckliwą przygodówkę z elementami romansu z Richardem Gere'em w roli Artura oraz mocno urealnioną wersję z Clive'em Owenem. Można by powiedzieć, że historia Artura przerabiana była na wszystkie możliwe sposoby. Tak było do czasu, gdy nie wziął jej na warsztat sam Guy Ritchie i nie zrealizował własnej, nietypowej wersji legendy.
Akcja filmu dzieje się w bliżej nieokreślonej przeszłości. Przez lata panował pokój między magami, a ludźmi. Niestety potężny czarnoksiężnik Mordred postanawia podporządkować sobie świat, a ostatnim bastionem jest Camelot. Rządzącemu nim Uterowi Pendragonowi udaje się pokonać przeciwnika za pomocą magicznego miecza Excalibura, ale zostaje zdradzony przez brata, Vortigerna, który przejmuje władzę w królestwie. Z rzezi uchodzi jednak syn Utera, Artur, który po latach zmuszony zostanie do upomnienia się o swoje dziedzictwo.
Jak wiadomo Guy Ritchie ma swój charakterystyczny styl i nie jest żadną tajemnicą, że nie każdemu może on przypaść do gustu. Twórca Przekrętu i Sherlocka Holmesa stawia przede wszystkim na szybką i zakręconą akcję. Sama historia schodzi na dalszy plan, ale nie można powiedzieć, że jest mało istotna. Być może jej na siłę nie komplikuje, ale wiele elementów legendy reżyser zmienia, jak również sporo dodaje od siebie. Nie ma tu oczywiście miejsca na wielkie przemyślenia, choć między scenami można wypatrzeć motywy przemiany bohatera, który z gagatka staje się odpowiedzialnym człowiekiem. Pojawia się standardowy motyw walki dobra i zła, który jednak wykorzystany zostaje w sposób całkiem przyzwoity.
Styl filmu jest naprawdę rewelacyjny. Jest to połączenie filmu fantasy, przygodówki i kina gangsterskiego. Pierwsze co rzuca się w oczy to brak patosu, którym przesiąknięty był Król Artur Antoine'a Fuqua. Romans, czy wątek romantyczny też tu nie istnieje. Miłość istnieje tylko w burdelu, gdzie Artur dorastał. Ritchie stawia na łobuzerski styl, gdzie rządzą pieści i prawo ulicy. Wszystko to okraszone jest świetną muzyką, będącą połączeniem rocka i mocnego brytyjskiego folka. Najistotniejsze jest jednak, że muzyka jest żywa, pełna energii i naprawdę rewelacyjnie komponuje się z obrazem.
Niestety widać, że Ritchie nie ustrzegł się politycznej prawności. Filmy coraz częściej muszą posiadać pozytywnego homoseksualnego bohatera, a typowo białe postacie obsadzane są przez afroamerykańskich aktorów, w innym wypadku twórcy mogą zostać oskarżeni o rasizm. Tym razem reżyser Przekrętu również zastosował podobną zasadę. Jednym z bohaterów jest bowiem brytyjski lord, oczywiście czarnoskóry. Pytanie, które nasuwa się w trakcie seansu, to skąd on się tam wziął i w jaki sposób tak wysoko zaszedł? Pomijając ten fakt, samych aktorów trudno się czepiać. Hunnam czy Law kreują przekonywujące postaci. Oczywiście Hunnam musiał się bardziej postarać, aby jego interpretacja Artura jako łobuza z ulicy, który staje się królem, była wiarygodna. Aktor radzi sobie jednak bardzo przyzwoicie. Law z kolei - kreując swojego tyrana - nie musiał się zbytnio wysilać. Postać przyzwoicie zagrana, ale bez fajerwerków.
Rozczarowuje trochę finałowe starcie, które niestety wygenerowane w całości komputerowo. To drugi element, do którego można się przyczepić. Generalnie jednak filmu Ritchiego nie można traktować jako ambitnej produkcji o legendarnym przywódcy i założycielu okrągłego stołu. Jest to film zrealizowany dla czystej rozrywki i jako taki sprawdza się idealnie. Co najważniejsze jednak, całość pozbawiona jest absurdalnych zagrywek i rozwiązań. W czasie seansu - poza jednym wspomnianym elementem - praktycznie nic nie przeszkadza w czerpaniu z filmu radości. Dzięki świetnemu łobuzerskiemu stylowi, Legendę Miecza ogląda się z zapartym tchem. Polecam.
Ocena: 7/10
-- Tomasz Drabik
Król Artur: Legenda Miecza
Reżyser: Guy Ritchie
Scenariusz: Joby Harold, Guy Ritchie, Lonel Wigram
Obsada: Charlie Hunnam, Astrid Berges-Frisbey, Jude Law, Eric Bana, Aida Gilien, Djimon Hounsou i inni
Muzyka: Daniel Pemberton
Zdjęcia: John Mathieson
Gatunek: przygodowy, fantasy, akcja
Produkcja: USA, Wielka Brytania, Australia
Data produkcji: 2017
Data polskiej premiery: 16 czerwca 2017
CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI NAJNOWSZYCH FILMÓW? POLUB TĘ STRONĘ:
Po obejrzeniu zwiastunów miałam bardzo mieszane uczucia. Jednak teraz już mam ochotę obejrzeć! To tempo w połączeniu z rockowo-folkową muzyką zachęca :D I skoro to kawał dobrego kina rozrywkowego to chętnie się do kina wybiorę.
Odpowiedz