Eksperymentujący w ostatnim czasie z konwencją reżyser Gore Verbinski, po średnio udanych romansach z animacją (Rango) i westernem (Jeździec znikąd), powraca do kin z horrorem, w którym młody pracownik wielkiej firmy wyrusza do tajemniczego ośrodka leczniczego w szwajcarskich Alpach, aby przywieźć stamtąd swojego szefa. Jak łatwo się domyślić, bohater sam zostanie zamknięty w placówce, która skrywa mroczne sekrety i oferuje tytułowy lek na życie.
Nie ukrywam, że zwiastuny tej produkcji były szalenie klimatyczne i pozwalały mieć nadzieję, że oto dostaniemy ciekawy horror, w którym budowanie nastroju, plastyczne obrazy i styl reżysera mogą być ważniejsze od krwawej rzeźni. I to w zasadzie naprawdę ma miejsce, szkoda jedynie, że wspomniane elementy są także dla twórców ważniejsze od fabuły.
Podobać może się przede wszystkim strona audio-wizualna produkcji. Za pomocą prostych środków udaje się twórcom systematycznie budować nastrój od samego początku, chociażby zestawiając posępny, mroczny Nowy Jork z rajskim wręcz wyglądem alpejskiego spa. Pozory jednak mylą, o czym szybko przekona się nasz bohater - Lockhart. Opuszczając ośrodek mężczyzna ulega wypadkowi. Powstrzymywany przed odjazdem przez jakąś niedającą się określić moc, Lockhart pozostaje na leczenie w placówce. Od tej pory zaczyna się tu dziać coraz więcej tajemniczych, dziwnych rzeczy. Przez ponad dwie godziny twórcy będą operować klimatem, zaciskać pętlę strachu i budować coraz bardziej niepokojący nastrój.
Niestety, wydaje się, że Lekarstwo na życie ma więcej wspólnego z młodzieżowymi horrorami, w których grupka nastolatków zostaje zamknięta w odciętej od świata chatce, aniżeli z rasowym gotyckim kinem grozy. Wynika to być może z faktu, że sam główny bohater sprawia właśnie wrażenie takiego irytującego nastolatka, który zawsze - wbrew wszelkiej logice - zrobi to, czego nie powinien. W rezultacie trudno oprzeć się wrażeniu, że w sytuacji zagrożenia Lockhart znajduje się za każdym razem na własne życzenie.
Kluczową rolę w tej produkcji odgrywają tajemnicze węgorze, których pełno jest już na materiałach promocyjnych filmu. Te oślizgłe stworzenia umieszczane są w zbiornikach, w których regenerują się pacjenci i nieustannie powracają w wizjach Lockharta, tworząc kolejne zagadki. Scenariusz generalnie czerpie inspiracje z Freudowskich teorii i japońskiej erotyki, nadając pojawiającym się w ośrodku węgorzom psychoseksualne znaczenie. Nadawanie tego typu głębszych znaczeń pozwala tuszować scenariuszowe podstawy - zasady wiarygodności i konsekwencji. Słowem, Haythe i Verbinski każą nam rozważać węgorze pod kątem symbolicznym, nie tłumacząc najprostszych faktów - chociażby skąd one się tam wzięły.
Podobnie jest z całą fabułą. Mamy tu co prawda do czynienia ze śledztwem, sekretami i kolejno stawianymi pytaniami, na które jednak nie koniecznie Verbinski myśli odpowiadać. Zamiast pozwolić na układanie puzzli, reżyser stara się by każdy element przede wszystkim zjawiskowo wyglądał - mniejsza czy coś z tego wyjdzie, czy elementy do siebie pasują.
Wydaje się, że problem Lekarstwa na życie leży przede wszystkim w jego długości. Operowanie samym klimatem i serwowanie widzom audio-wizualnej orgii dziwactw mogłoby się sprawdzić w nieco krótszym filmie, jednak w blisko 2,5- godzinnej przeprawie całość szybko zaczyna nużyć. Lekarstwem na znużenie powinna być ciekawa fabuła, której tu niestety brak. To schematyczny scenariusz o nawiedzonym domu, tylko ze zmienioną lokacją i zrealizowany na większą skalę.
Podsumowując - Lekarstwo na życie to wizualnie zjawiskowe dzieło, operujące przede wszystkim obrazami: surrealistycznymi, mrocznymi, dziwnymi. Będzie się podobać tak długo, jak nie zaczniemy rozważać fabuły i zastanawiać się nad logiką postępowania bohaterów.
-- Krzysztof Strzelecki
Lekarstwo na życie
Reżyseria: Gore Verbinski
Scenariusz: Justin Haythe
Obsada: Dane DeHan, Jason Isaacs, Mia Goth
Zdjęcia: Bojan Bazelli
Muzyka: Benjamin Wallfish
Kraj: Niemcy, USA
Gatunek: Horror
Rok produkcji: 2017
Data polskiej premiery: 17 lutego 2017
CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI NAJNOWSZYCH FILMÓW? POLUB TĘ STRONĘ:
No szkoda kurcze, choć niestety tego się spodziewałem. A zwiastuny były takie fajne
Odpowiedz