Nowy Thor z miejsca podbije serca fanów, tego jestem pewien. Obranie zupełnie nowego dla bohatera kierunku okazało się strzałem w dziesiątkę. Ragnarok to widowiskowa, barwna i nabuzowana akcją i humorem rozrywka, którą chciałoby się powtórzyć natychmiast po seansie.
W przeciwieństwie do poprzednich, z założenia nieco bardziej mrocznych filmów o przygodach boskiego przystojniaka (m.in. Mroczny Świat), nowy film ze stajni Marvela rezygnuje z własnej tożsamości na rzecz zapożyczonej ze Strażników Galaktyki barwnej scenografii, VHS-owego klimatu oraz kiczowatej, plastikowej plastyki kadrów. Czy to dobrze? Cóż, to zależy. Bo wyszło kapitalnie, obrazy są fantastyczne a zabawa przednia. Problem polega jednak na tym, że niebawem wszystkie filmy Marvela będą wyglądały identycznie, a żaden z bohaterów nie będzie miał swojej własnej stylistyki.
O czym w ogóle jest nowy Thor? Nasz bohater przede wszystkim traci młot, co znacznie osłabia jego pewność siebie. Na domiar złego zostaje uwięziony gdzieś po drugiej stronie wszechświata, gdzie poznaje zupełnie nowych kompanów, m.in. wiecznie naprutą Walkirię i kradnącego całe show Grandmastera (rewelacyjny Jeff Goldblum). Tymczasem bezwzględna bogini śmierci Hela zamierza obrócić Asgard w pył. Odinson musi ją powstrzymać, zanim nastąpi bezwzględny koniec Asgardu i znanego bohaterowi świata - mityczny Ragnarok.
Zwiastuny pozwalały mieć nadzieję, że wreszcie w filmie Marvela doczekamy się pełnokrwistego antybohatera (wyjątek mieliśmy już w Homecoming). Niestety, nic z tych rzeczy. Standardowo Hela wpisuje się w całą galerię miałkich postaci żądnych przejęcia władzy nad światem, bez wyraźnych motywacji i bez psychologicznej głębi. W dużej mierze ratuje jednak tę postać sama Blanchett, która ewidentnie kapitalnie bawiła się na planie, przesadzając możliwie jak najbardziej swoją grę i kreśląc karykaturalną postać.
Znajdziemy tu też starych przyjaciół. U boku Thora stanie tym razem jego dotychczasowy wróg - Loki oraz kompan - Hulk. Trzech niedobranych facetów wesprze wspomniana Walkiria (w tej roli znana z Creeda Tessa Thompson). Każde z nich bawi się swoją postacią, wiec nie ma co liczyć na jakieś wybitne aktorskie popisy, ale też trudno się czegokolwiek przyczepić. Formuła sprzyja nawet drewnianym umiejętnościom Hemswortha, który w poprzednich częściach trylogii musiał udawać, że umie grać, co wychodziło dość średnio. Tutaj wystarczy żeby się dobrze bawił, a jego komiczny potencjał jest całkiem spory. Wspomniałem jednak, że film należy w zasadzie do wracającego po długiej przerwie na duży ekran Jeffa Goldbluma. Jego postać tutaj to istna petarda.
W dużej mierze Thor Ragnarok stoi dialogami i humorem. Scenarzyści postarali się, aby dowcipy były różnej maści, począwszy od słownych przepychanek, przez aluzje, po komizm sytuacyjny. Wszystko się tutaj zgadza. Generalnie istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że w trakcie seansu dosłownie nie będziecie w stanie przestać się śmiać. Owszem, wiele z dotychczasowych filmów Marvela stopniowo coraz bardziej zwracało się w stronę humoru, ale Ragnarok idzie jeszcze dalej - to czysta komedia, dla której fantasy to zaledwie pretekst.
Humor jest specyficzny i być może nie każdy dowcip się wam spodoba. Jest tu kilka smaczków wyraźnie reżyserskich, a jeśli znacie inne filmy Taiki Waititi (np. absurdalne Co Robimy W Ukryciu), to możecie wiedzieć czego się spodziewać. Na szczęście humor działa tutaj na różnych płaszczyznach - gdzieniegdzie jest bardziej inteligentny, gdzieniegdzie mniej. Całość świetnie się zazębia i co tu dużo mówić - Ragnarok to komediowa rewelacja.
Gorzej sprawa wygląda z fabułą, na którą nie powinniście tutaj liczyć. Skrypt to w zasadzie luźna zbitka pomysłów, na które składać się mają trzy czynniki: żeby było głośno, widowiskowo i zabawnie. Słowem, Zimowy Żołnierz to to nie jest. Ewidentnie brakuje Marvelowi pomysłu, co dalej robić ze swoimi bohaterami, zapożyczają co prawda pewne wątki z komiksów, ale jako całość fabuła nie ma tu rąk i nóg - przeciwnie trudno pozbyć się wrażenia, że to w zasadzie film o niczym.
Liczą się tu przede wszystkim pojedynki, efekty specjalne i akcja. To, jak dobrze będziecie się bawić na części widowiskowej filmu, zależeć będzie od tego, jak mało jesteście jeszcze znudzeni marvelową papką.
W przeciwieństwie do poprzednich, z założenia nieco bardziej mrocznych filmów o przygodach boskiego przystojniaka (m.in. Mroczny Świat), nowy film ze stajni Marvela rezygnuje z własnej tożsamości na rzecz zapożyczonej ze Strażników Galaktyki barwnej scenografii, VHS-owego klimatu oraz kiczowatej, plastikowej plastyki kadrów. Czy to dobrze? Cóż, to zależy. Bo wyszło kapitalnie, obrazy są fantastyczne a zabawa przednia. Problem polega jednak na tym, że niebawem wszystkie filmy Marvela będą wyglądały identycznie, a żaden z bohaterów nie będzie miał swojej własnej stylistyki.
O czym w ogóle jest nowy Thor? Nasz bohater przede wszystkim traci młot, co znacznie osłabia jego pewność siebie. Na domiar złego zostaje uwięziony gdzieś po drugiej stronie wszechświata, gdzie poznaje zupełnie nowych kompanów, m.in. wiecznie naprutą Walkirię i kradnącego całe show Grandmastera (rewelacyjny Jeff Goldblum). Tymczasem bezwzględna bogini śmierci Hela zamierza obrócić Asgard w pył. Odinson musi ją powstrzymać, zanim nastąpi bezwzględny koniec Asgardu i znanego bohaterowi świata - mityczny Ragnarok.
Zwiastuny pozwalały mieć nadzieję, że wreszcie w filmie Marvela doczekamy się pełnokrwistego antybohatera (wyjątek mieliśmy już w Homecoming). Niestety, nic z tych rzeczy. Standardowo Hela wpisuje się w całą galerię miałkich postaci żądnych przejęcia władzy nad światem, bez wyraźnych motywacji i bez psychologicznej głębi. W dużej mierze ratuje jednak tę postać sama Blanchett, która ewidentnie kapitalnie bawiła się na planie, przesadzając możliwie jak najbardziej swoją grę i kreśląc karykaturalną postać.
Znajdziemy tu też starych przyjaciół. U boku Thora stanie tym razem jego dotychczasowy wróg - Loki oraz kompan - Hulk. Trzech niedobranych facetów wesprze wspomniana Walkiria (w tej roli znana z Creeda Tessa Thompson). Każde z nich bawi się swoją postacią, wiec nie ma co liczyć na jakieś wybitne aktorskie popisy, ale też trudno się czegokolwiek przyczepić. Formuła sprzyja nawet drewnianym umiejętnościom Hemswortha, który w poprzednich częściach trylogii musiał udawać, że umie grać, co wychodziło dość średnio. Tutaj wystarczy żeby się dobrze bawił, a jego komiczny potencjał jest całkiem spory. Wspomniałem jednak, że film należy w zasadzie do wracającego po długiej przerwie na duży ekran Jeffa Goldbluma. Jego postać tutaj to istna petarda.
W dużej mierze Thor Ragnarok stoi dialogami i humorem. Scenarzyści postarali się, aby dowcipy były różnej maści, począwszy od słownych przepychanek, przez aluzje, po komizm sytuacyjny. Wszystko się tutaj zgadza. Generalnie istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że w trakcie seansu dosłownie nie będziecie w stanie przestać się śmiać. Owszem, wiele z dotychczasowych filmów Marvela stopniowo coraz bardziej zwracało się w stronę humoru, ale Ragnarok idzie jeszcze dalej - to czysta komedia, dla której fantasy to zaledwie pretekst.
Humor jest specyficzny i być może nie każdy dowcip się wam spodoba. Jest tu kilka smaczków wyraźnie reżyserskich, a jeśli znacie inne filmy Taiki Waititi (np. absurdalne Co Robimy W Ukryciu), to możecie wiedzieć czego się spodziewać. Na szczęście humor działa tutaj na różnych płaszczyznach - gdzieniegdzie jest bardziej inteligentny, gdzieniegdzie mniej. Całość świetnie się zazębia i co tu dużo mówić - Ragnarok to komediowa rewelacja.
Gorzej sprawa wygląda z fabułą, na którą nie powinniście tutaj liczyć. Skrypt to w zasadzie luźna zbitka pomysłów, na które składać się mają trzy czynniki: żeby było głośno, widowiskowo i zabawnie. Słowem, Zimowy Żołnierz to to nie jest. Ewidentnie brakuje Marvelowi pomysłu, co dalej robić ze swoimi bohaterami, zapożyczają co prawda pewne wątki z komiksów, ale jako całość fabuła nie ma tu rąk i nóg - przeciwnie trudno pozbyć się wrażenia, że to w zasadzie film o niczym.
Liczą się tu przede wszystkim pojedynki, efekty specjalne i akcja. To, jak dobrze będziecie się bawić na części widowiskowej filmu, zależeć będzie od tego, jak mało jesteście jeszcze znudzeni marvelową papką.
Thor: Ragnarok to najlepszy jak do tej pory solowy film poświęcony temu bohaterowi. To zupełnie inna produkcja niż poprzednie dwie - całkowicie odmieniono stylistykę i przesunięto akcent na warstwę humorystyczną. Choć niestety nie będzie to produkcja, którą zapamiętamy na długo, zabawa w trakcie seansu jest przednia.
-- Krzysztof Strzelecki
moja ocena:
6/10
Thor Ragnarok
Reżyseria: Taika Waititi
Scenariusz: Craig Kyle, Eric Pearson i inni
Obsada: Chris Hemsworth, Tom Hiddleston, Cate Blanchett, Mark Ruffalo, Idris Elba, Jeff Goldblum, Tessa Thomspn, Karl Urban
Muzyka: Mark Mothersbaugh
Zdjęcia: Javier Aguirresarobe
Gatunek: Sci-fi
Kraj: USA
Rok produkcji: 2017
Data polskiej premiery: 25 października 2017
CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI NAJNOWSZYCH FILMÓW? POLUB TĘ STRONĘ:
Thor i Hulk to wg mnie te najsłabsze elementy świata marvella, które pojawiły się na ekranie. Zawsze oglądam, bo lubię te komiksowe filmy, ale mimo dobrej recki jednak podejdę z dystansem. Ostatnio na najnowszym Spider-manie bawiłem się rewelacyjnie, nie miałbym nic przeciwko bawić się równie podobnie na Thorze. :)
OdpowiedzTeż myślę, że nie będzie, to produkcja, którą się raczej nie zapamięta na długo. I też zaczynam się obawiać tego, że Marvel zaczyna iść schematem z tymi żarcikami. A ja zapraszam na moją reckę ;)
Odpowiedzhttps://www.youtube.com/watch?v=5XqneW-_30A
A dla mnie to jedna z lepszych produkcji Marvela. Thor błyszczy w każdej scenie i ten humorystyczny ton nadaje mu fajnego charakteru. W tym momencie, mimo że obecny od początku uniwersum, jest chyba jego najjaśniejszym punktem. Czego np nie można powiedzieć o Iron Manie.
OdpowiedzPozdrawiam!