Potwór Frankensteina to już postać kultowa; dzięki słynnym adaptacjom filmowym i ogromnej ilości przeróbek lub jawnego nawiązywania do pierwowzoru, stał się bardzo ważnym elementem popkultury. Odrażające i mało inteligentne monstrum, wydająca nieartykułowane dźwięki, ale budzące litość, w różnych wersjach każdy z nas widział na ekranie przynajmniej raz w życiu. Tymczasem powrót do źródeł kreśli nam nieco inny wizerunek stwora, jakże odmienny od tego, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Pokazuje to tylko, jak bardzo na potrzeby masowej kultury zniekształcono obraz jednego z najsłynniejszych monstrów wszech czasów.
Całą opowieść poznajemy z punktu widzenia trzech osób. Pierwszym narratorem jest Robert Walton, który niejako spaja tę historię. W czasie swej niebezpiecznej podróży spotyka tajemniczego mężczyznę - tytułowego Wiktora Frankensteina (swoją drogą to też ciekawe, że z biegiem lat nazwa ta przylgnęła do bezimiennego w rzeczywistości potwora), który natychmiast zyskuje sobie jego sympatię. Wychudzony, przemęczony i będący niemal na skraju życia, Frankenstein przedstawia tym razem swoją opowieść. To on w pogoni za czymś, co trapiło jego niespokojną duszę od czasów dzieciństwa, złożywszy fragmenty ludzkich zwłok, przywołuje do życia przerażającą postać. Ale przerażającą jedynie z wyglądu, bowiem czytając później wyznanie samego stwora, przekonujemy się, że jest to postać posiadająca wiele pozytywnych cech, dobre serce i ogromne pragnienie współistnienia na równi z innymi istotami. Niestety to nie jest możliwe, ponieważ ludzie niemal mechanicznie go odtrącają, nie chcąc poznać jego wnętrza. Prowadzi to do tragedii, bo odrzucony przez społeczeństwo potwór wzbudza w swoim sercu najgorsze uczucia i pałając żądzą zemsty, postanawia obrócić w proch szczęście swojego stwórcy, którego obarcza winą za swoje cierpienie.
Obserwując te wydarzenia z punktu widzenia kilku osób, czytelnik może poznać wnętrza bohaterów i opowiedzieć się po którejś ze stron. Tymczasem trudno tak naprawdę przyznać rację komukolwiek, bowiem choć w obu przypadkach można mówić o pewnych zrozumiałych powodach, które napędzały tę szaleńczą machinę, to jednak zbyt szybko wymknęła się ona spod kontroli, a obaj bohaterowie sami ściągnęli na siebie piętno nieszczęścia.
Mary Shelley oddaje nam przede wszystkim opowieść o bezgranicznym egoizmie, który napędza postępowanie bohaterów. W przypadku Frankensteina już samo stworzenie potwora bez przemyślenia konsekwencji świadczy o zapatrzeniu w sobie. Każde kolejne czyny tylko to pogłębiały. W pierwszej kolejności zawsze myślał o sobie, o swoim szczęściu i szczęściu najbliższych, nigdy jednak nie chciał spojrzeć na problemy istoty, którą przecież sam stworzył. Podobnie potwór, który czuł się tak bardzo pokrzywdzony i znienawidzony, że zaślepiła go chęć zemsty, która prowadziła do śmierci niewinnych.
Sympatia Shelley kieruje się jednak bardziej w stronę człowieka. Jawi się on nam jako osoba napiętnowana cierpieniem, która poprzez swe nieopatrzne czyny sprowadziła na siebie fatum, prowadzące do katastrofy. W jego wypowiedziach i przemyśleniach odnajdujemy wiele żalu i mnóstwo niepokoju, który towarzyszy mu na każdym kroku. Jest przeświadczony, że sam zabijał ludzi, którzy padli ofiarą kreatury. Czuł się winny, a wina pchała go do coraz większego szaleństwa. Efektem tego stał się morderczy pościg, w którym obie strony myślały jedynie o zaspokojeniu swoich żądz.
Nie szata zdobi człowieka. Choć banalne to stwierdzenie, to jednak idealnie pasuje do postaci potwora. Opis jego szybkiej nauki, obserwacji ludzi i wzrastania w jego sercu miłości do nich, sprawia że istota którą podejrzewaliśmy o płytkość i bezbarwność, objawia nam się z pełną głębią, której nigdy byśmy nie podejrzewali. Tym bardziej przejmująca jest wewnętrzna przemiana bohatera, w którym pozytywne cechy zastąpione zostają wszystkim, co najgorsze.
Jest to burzliwa, sentymentalna powieść, pełna skrajnych uczuć, które raz po raz wysuwają się na pierwszy plan. Odnajdziemy tu pychę i dumę osoby, która tak jak Bóg, chciała stworzyć podlegającą mu istotę. Strach towarzyszący spotkaniu z odrażającym stworem. Życzliwość w sercu monstrum. Wreszcie poczucie miłości, która nie może się spełnić, bowiem wyrok został już wydany.
Całą opowieść poznajemy z punktu widzenia trzech osób. Pierwszym narratorem jest Robert Walton, który niejako spaja tę historię. W czasie swej niebezpiecznej podróży spotyka tajemniczego mężczyznę - tytułowego Wiktora Frankensteina (swoją drogą to też ciekawe, że z biegiem lat nazwa ta przylgnęła do bezimiennego w rzeczywistości potwora), który natychmiast zyskuje sobie jego sympatię. Wychudzony, przemęczony i będący niemal na skraju życia, Frankenstein przedstawia tym razem swoją opowieść. To on w pogoni za czymś, co trapiło jego niespokojną duszę od czasów dzieciństwa, złożywszy fragmenty ludzkich zwłok, przywołuje do życia przerażającą postać. Ale przerażającą jedynie z wyglądu, bowiem czytając później wyznanie samego stwora, przekonujemy się, że jest to postać posiadająca wiele pozytywnych cech, dobre serce i ogromne pragnienie współistnienia na równi z innymi istotami. Niestety to nie jest możliwe, ponieważ ludzie niemal mechanicznie go odtrącają, nie chcąc poznać jego wnętrza. Prowadzi to do tragedii, bo odrzucony przez społeczeństwo potwór wzbudza w swoim sercu najgorsze uczucia i pałając żądzą zemsty, postanawia obrócić w proch szczęście swojego stwórcy, którego obarcza winą za swoje cierpienie.
Obserwując te wydarzenia z punktu widzenia kilku osób, czytelnik może poznać wnętrza bohaterów i opowiedzieć się po którejś ze stron. Tymczasem trudno tak naprawdę przyznać rację komukolwiek, bowiem choć w obu przypadkach można mówić o pewnych zrozumiałych powodach, które napędzały tę szaleńczą machinę, to jednak zbyt szybko wymknęła się ona spod kontroli, a obaj bohaterowie sami ściągnęli na siebie piętno nieszczęścia.
Mary Shelley oddaje nam przede wszystkim opowieść o bezgranicznym egoizmie, który napędza postępowanie bohaterów. W przypadku Frankensteina już samo stworzenie potwora bez przemyślenia konsekwencji świadczy o zapatrzeniu w sobie. Każde kolejne czyny tylko to pogłębiały. W pierwszej kolejności zawsze myślał o sobie, o swoim szczęściu i szczęściu najbliższych, nigdy jednak nie chciał spojrzeć na problemy istoty, którą przecież sam stworzył. Podobnie potwór, który czuł się tak bardzo pokrzywdzony i znienawidzony, że zaślepiła go chęć zemsty, która prowadziła do śmierci niewinnych.
Sympatia Shelley kieruje się jednak bardziej w stronę człowieka. Jawi się on nam jako osoba napiętnowana cierpieniem, która poprzez swe nieopatrzne czyny sprowadziła na siebie fatum, prowadzące do katastrofy. W jego wypowiedziach i przemyśleniach odnajdujemy wiele żalu i mnóstwo niepokoju, który towarzyszy mu na każdym kroku. Jest przeświadczony, że sam zabijał ludzi, którzy padli ofiarą kreatury. Czuł się winny, a wina pchała go do coraz większego szaleństwa. Efektem tego stał się morderczy pościg, w którym obie strony myślały jedynie o zaspokojeniu swoich żądz.
Nie szata zdobi człowieka. Choć banalne to stwierdzenie, to jednak idealnie pasuje do postaci potwora. Opis jego szybkiej nauki, obserwacji ludzi i wzrastania w jego sercu miłości do nich, sprawia że istota którą podejrzewaliśmy o płytkość i bezbarwność, objawia nam się z pełną głębią, której nigdy byśmy nie podejrzewali. Tym bardziej przejmująca jest wewnętrzna przemiana bohatera, w którym pozytywne cechy zastąpione zostają wszystkim, co najgorsze.
Jest to burzliwa, sentymentalna powieść, pełna skrajnych uczuć, które raz po raz wysuwają się na pierwszy plan. Odnajdziemy tu pychę i dumę osoby, która tak jak Bóg, chciała stworzyć podlegającą mu istotę. Strach towarzyszący spotkaniu z odrażającym stworem. Życzliwość w sercu monstrum. Wreszcie poczucie miłości, która nie może się spełnić, bowiem wyrok został już wydany.
Na polskim rynku pojawiło się właśnie znane już polskim czytelnikom wydanie Frankensteina według wydawnictwa Vesper. Tym razem jednak posiada ono twardą okładkę. Ci, którzy nie mieli jeszcze do czynienia z wersją tego wydawnictwa, zostaną zaskoczeni ilością dodatków oraz znakomitą oprawą powieści. Po pierwsze znajdziemy tu kapitalne ilustracje amerykańskiego ekspresjonisty Lyna Warda. Po drugie, znajdziemy również krótkie teksty będące wynikiem słynnej zabawy literackiej, podczas której Shelley wymyśliła swą najsłynniejszą powieść. W tym wydaniu przeczytamy także Wampira Johna Polidoriego, Pogrzeb George'a Byrona oraz opowiastki Percy'ego Shellyea. Najciekawszym dodatkiem zdaje się być jednak znakomite posłowie Macieja Płazy (jednocześnie tłumacza), który kreśli przed czytelnikiem znakomitą relację z życia Mary Shelley oraz okoliczności powstania Frankenstaina. Trzeba również podkreślić, że jest to powieść w wersji pierwotnej, nieco dziś zapomnianej z powodu popularności późniejszych wersji pełnych zmian wprowadzanych przez autorkę.
-- Damian Drabik
Frankenstain
Autor: Mary Shelley
Gatunek: Powieść grozy
Wydawnictwo: Vesper
Data wydania: 2013
Za materiał do recenzji dziękujemy wydawnictwu:
CHCESZ WIĘCEJ RECENZJI NAJNOWSZYCH KSIĄŻEK? POLUB TĘ STRONĘ:
Cudowne jest to wydanie od wydawnictwa Vesper. Mam w miękkiej okładce, ale zgodzę się że to dodatki to wspaniała rzecz
OdpowiedzŚwietne ilustracje + świetne dodatki + genialne opracowanie i tłumaczenie = pozycja obowiązkowa dla smakoszy horroru i każdego szanującego się fana klasyki. ;)
Odpowiedz